Park Narodowy Lahemaa

Park Narodowy Lahemaa

Ostatnie dni wypełnione były gwarem panującym na ulicach Haapsalu, Tallina czy Helsinek. Sporo też działo się na tallińskim kempingu w porcie jachtowym. Dlatego tak jak my, spragnieni ciszy i spokoju, powinni udać się na spotkanie z przyrodą wzdłuż północnej linii brzegowej. Jadąc wybrzeżem zatoki fińskiej można zobaczyć piękne wapienne klify, by dalej dojechać do Lahemaa.

To właśnie Lahemaa – największy park narodowy Estonii stał się naszym kolejnym miejscem pobytu. Obejmuje swoją ochroną nie tylko półwyspy, lasy i tereny bagniste ale też obszar morski wraz z licznymi niezaludnionymi wysepkami. Park jest większy od naszego największego parku tj. Biebrzańskiego. Dlatego nawet na pobieżne zwiedzanie parku należy zarezerwować odpowiednio dużo czasu.
Nim dojechaliśmy na kemping Lepispea w Vosu odwiedziliśmy klika posiadłości zlokalizowanych na terenie parku. M.in. dwór w Sagadi mieszący muzeum leśnictwa. Ładnie położony a zadbane i ukwiecone obejścia zachęcają do zwiedzania. Kolejną godną uwagi posiadłością jest XVIII wieczny dwór w Palmse. W otoczeniu założenia parkowego w stylu angielskim ze stawem i zadbaną zielenią rezydencja na pewno cieszy oko. Warto nadmienić, że w jednym z budynków mieści się informacja turystyczna. Ta akurat tego dnia była zamknięta. Mapę i inne materiały informacyjne nabyliśmy w Oandu. Tam też obejrzeliśmy filmik o parku.

Kolejny dzień spędziliśmy m. in. na ścieżce po Viru raba. 3,5 km szlak z drewnianych kładek wije się przez tereny bagienne. Jest to okazja przyjrzeć się rzadko spotykanej roślinności, która występuje w specyficznych warunkach. Na szlaku znajduje się też wieża widokowa z której rozciąga się rozległa panorama.

Późnym popołudniem, już lekko zmęczeni udaliśmy się na kawę w miejsce dość niezwykłe. Zabraliśmy palnik gazowy i pognaliśmy rowerami na wybrzeże w zatoce Käsmu. Tę niecodzienną dla nas scenerię tworzyły przeliczne głazy rozsiane w płytkich, spokojnych i nie zmąconych wodach zatoki. W przewodniku wyczytaliśmy, że Estończycy nazywają to miejsce kamiennym polem. Nic dziwnego jak okiem sięgnąć same kamienie duże i małe w rozmaitych kolorach i odcieniach. Romantycznej scenerii dopełniał zbliżający się zachód słońca, który oglądaliśmy siedząc na olbrzymim, ciepłym głazie popijając wspomnianą kawę i opychając się dżemem porzeczkowym z Tartu.
Następna relacja opisze nasze wojaże rowerowe po parku Lahemaa.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top